Fantine jakby celowo unikała mojego wzroku. Zauważyłam to, i szczerze powiedziawszy, nie cieszyło mnie, co mogłabym usłyszeć od niej.
- Mów... – powiedziałam, choć wiedziałam, co usłyszę.
- Nie, decyzja już zapadła... Przykro mi Cellio, nie będziesz wolna. Nie masz tu nic do powiedzenia, pewnie nawet nie będą pytać cię o zgodę... Jeśli nie chcesz, to możesz uciec, spokojnie pomogę ci! - stwierdziła z entuzjazmem Fan, jednocześnie wchodząc do wielkiej garderoby.
- A, teraz. - Tu zmierzyła mnie krytycznym spojrzeniem. - Trzeba cię ubrać w coś bardziej odpowiedniego... Umalować, uczesać i coś zrobić z tymi paznokciami... Wyglądają strasznie... Chyba muszę ci załatwić tipsy – dodała, znikając pomiędzy półkami obładowanymi najrozmaitszymi sukienkami, spódnicami oraz bluzkami. Zupełnie nie wiedziałam, jak ona może się w tym połapać.
- Masz - zarzuciła mnie stertą ubrań.
- Po co tyle tego?! To tylko jedna kolacja - marudziłam i miałam nadzieje, że mi odpuści przymierzanie tych wszystkich ciasnych sukieneczek dobrych dla jakiś księżniczek.
- Oj głuptasie. – W tym miejscu pstryknęła mnie w nos. - To jest jedna sukienka - uśmiechnęła się, a mnie zatkało.
Niby to, co trzymałam w dłoniach... Co ważyło dość dużo i czego było również dużo, to niby moja suknia? Kto nosi dziesięciowarstwowe suknie? Trzeba być chyba jakimś nienormalnym, aby nosić coś takiego!
- Eee Fan... A wiesz, ja nie mam pojęcia jak to ubrać... Bo.. No.. -Nie chciałam ubierać tej sukienki. Bo po co? I tak ucieknę...
- Pomogę ci. Przecież od tego tu jestem - powiedziała jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Ale zanim to nadeszło poszłyśmy do łazienki, gdzie służka wykąpała mnie w jakiś śmierdzących, jak na mój nos, olejkach. Gdy jej to powiedziałam, odparła, że się nie znam i zrobiła mi wykład, jak one zbawiennie wpływają na skórę i na mięśnie. Postanowiłam więc nie odzywać się więcej. Kiedy suszyła mi włosy, myślałam, że jej coś zrobię. Nie dość, że nieumiejętnie posługiwała się suszarką, to jeszcze cały czas parzyła mi nią uszy. Gdy byłam już cała suchutka, Fantine ubrała mnie w czarną koronkową bieliznę, która nawet mi się podobała.
Potem zabrała się za moje włosy, które z lekko falujących, stały się wprost zabójczymi lokami. I musiałam przyznać, że Fan odwaliła świetną robotę.
Następnie nadszedł czas na wkładanie sukni, która przypominała średniowieczne narzędzie tortur.
Na początku zwiewna biała haleczka, z uroczymi koronkami przy rękawach i dekolcie, a na nią bum: fioletowy gorset wyszywany w przeróżne spirale i inne udziwnienia. Nie wiem jak kobiety w dawnych czasach mogły nosić coś tak niewygodnego i zupełnie do niczego nie przydatnego? Służąca była dla mnie bezlitosna, bo wiązała gorset straszliwe mocno, jakby chciała mnie udusić.
Na to szedł plastikowy stolarz, zupełnie do niczego mi nie potrzebny, ale Fantine stwierdziła, że suknia musi się na czymś trzymać.
Jakieś siedem następnych halek potem, nadszedł czas na samą suknię, która była cała fioletowa. I szalenie dobrze na mnie wyglądała.
Nie mogłam nadziwić się, że to jestem ja. Taka niepodobna. Osoba w lustrze miała ciemne, zmysłowe loki, duże zielone oczy, mocno podkreślone, lekko zarumienione policzki i te usta - czerwone i niesamowite. Strój leżał idealnie i eksponował wszystkie moje atuty, a najbardziej piersi, które w tym gorsecie wyglądały na znacznie większe. Wyglądałam jak nie ja. Tak zdecydowanie była ładniejsza.
Fan zacmokała.
- No, no! Teraz wyglądasz godnie syna wodza... Ach, Eden - znów się rozmarzyła. Odniosłam wrażenie, że Fan chyba się w nim zakochała.
- No, mamy jeszcze chwilę. Obmyślmy plan ucieczki... Gdy będziesz tańczyć ze swoim wujem, który się pojawi... To ja odwrócę uwagę Edena, - Znów maślany wzrok. - I uciekniesz wyjściem do ogrodu, ale uważaj na staw - pływają tam rekiny - dodała Fantine, jeszcze raz poprawiając mi włosy i sprawdzając, czy nie zrobiłam z siebie pandy.
- Rekiny? Po co im rekiny? - spytałam zszokowana.
- Dla bezpieczeństwa. - Znów ten oczywisty ton. - Chodźmy już - nie możesz się spóźnić na swoje zaręczyny! – powiedziała, ciągnąc mnie na dół, a ja próbowałam opóźnić ten moment jak najbardziej.
W końcu stanęłam pod wielkimi dębowymi drzwiami, a Fan po prostu zniknęła, nic mi nie mówiąc.
Wkurzyłam się i zastanawiałam, czy wejść tam, dokąd prowadzą te drzwi, gdy poczułam, że ktoś chwyta mnie od tyłu.
Odskoczyłam jak oparzona.
Oczywiście był to nie kto inny jak Eden. Stał tam z tym swoim parszywym uśmieszkiem i lustrował mnie wzrokiem od głowy do stóp. Czułam, że mu się podobam. Dyskretnie powąchałam się.
A niech to strzeli te diabły! Pachniałam różami... Nie malinami... Grr jak ja dorwę Fan, to ją zabiję! Zrobiła to specjalnie!.
- O, cycki ci urosły? - zapytał na powitanie, wlepiając w nie swoje spojrzenie.
- Nie gap się natręcie – fuknęłam, zasłaniając je dłońmi. Idiota jeden! Nie będzie mi w cycki zaglądać.
- Jako twój przyszły mąż, mam prawo wiedzieć - powiedział i po chwili stał koło mnie, obmacując moją pierś. - Prawdziwe... - mruknął ze zdziwieniem. Co za idiota! Przecież w parę godzin cycki mi nie urosną! Ani ich sobie nie zrobię! No normalny idiota, gdzie takich hodują?
- Jasne, że prawdziwe, a teraz zabieraj łapy obrzydliwcu! – zagrzmiałam, strącając jego dłoń. Chciałam również kopnąć go poniżej pasa, ale ta przeklęta suknia mi to uniemożliwiła.
- Pięknie wyglądasz - skomentował i to było po raz pierwszy miłe z jego strony. Ze zdziwieniem sama zaczęłam mu się przyglądać. Miał na sobie fioletową koszulę, która pasowała do mojego stroju. Czarne spodnie i dopasowaną marynarkę były odpięte. Jego niesforne loczki tworzyły wokół niego aureolę. Czułam, że się rumienię, gdy zobaczyłam ten jego błysk w oku. Podobałam mu się... Naprawdę... I teraz zaczęłam się zastanawiać, czy jak mielibyśmy dzieci, to czy one też miałyby takie same loczki jak Eden? O masakro! O czym ja w ogóle myślę?! Przecież to obrzydliwy cham, który mnie molestuje!
- Chodźmy już - podał mi swoje ramię, które odrzuciłam, chociaż korciło mnie, aby je przyjąć. W końcu on sam chwycił mnie za rękę.
- Zachowuj się - syknął mi do ucha, klepnął w tyłek i poszliśmy do ludzi.
Drugi rozdział tego dnia.
Eden nadal molestuje Cel
Fan także ją torturuje.
Heaven trzymam cię za słowo odnośnie tej ostrej sceny
Lynx mam nadzieje że tyle Edena wystarczy?
I są opisy zadowoleni?
Mi rozdział się podoba
Nie zbetowany
Cytat - Marcel Proust
_____________
Edit
Wybetowany
No po prostu kasztanki, tiki taki i malaga!
OdpowiedzUsuńJuż to mówiłam, ale powtórzę - biedna Cel. Jak mi jej żal. Fan mogłaby być nawet dobra, ale jej ochota niesienia pomocy jest podejrzanie podejrzana.
Proponuję taki oto cytat:
"-Zachowuj się-syknął mi do ucha, klepnął w tyłek i poszliśmy do ludzi."
"-O, cycki ci urosły?-zapytał na powitanie wlepiając w nie swoje spojrzenie."
To jest bardzo dobre. :D
I nie martw się, ja zdania nie zmieniłam. xD
Hyhy to dobrze więc zaczynam planować xD I cieszę się że ci się podoba a Fan... No Fan jest podejrzana w ogóle i zdradzę że ma obsesję na punkcie Edena może ją przestanie mieć a może nie?Któż to wie!
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie. xD Z tekstu wcale nie wynika, że ona coś do niego ten teges. (uwaga, sarkazm i cwaniakowaty uśmieszek!)
OdpowiedzUsuńI nie, niech nie przestaje mieć obsesji. Mogłaby się przyczynić do próby morderstwa przyszłej żony Edka. ^ ^
Ej właśnie tak myślałam czyżbyś czytała w myślach?O.o Cel chce zabić Edka ale jej się chyba nie uda za niewinna jest...Chyba...Kiedyś go walnie... Patelnią i będzie mieć za swoje wredota jedna molestowicz jeden Eden Hyhy.
OdpowiedzUsuń